Wednesday, September 4, 2013

Husaria w Tri-State Regatta 2013



Tri-State Regatta to doroczne wyścigi żeglarskie odbywające się podczas Labor Day Weekend na południowej części jeziora Michigan od 1940 roku. Są to właściwie ostatnie liczące się regaty sezonu dla najlepszych załóg ścigających się po Wielkich Jeziorach. Te czterodniowe regaty podzielone są na trzy etapy tzw. "nogi", a każda z tych „nóg”, jak wskazuje nazwa wyścigu, kończy się w innym stanie. I tak pierwszy etap z Chicago prowadzi do St. Joseph (St. Jos) w stanie Michigan. Kolejny etap ma zakończenie w Michigan City w Indianie. A linia mety znajduje się tam,  gdzie regaty się rozpoczęły, a więc w Chicago w stanie Illinois.  

W tym roku miałam szczęście brać udział w tych regatach na słynnym z wielu wygranych jachcie Husaria (Farr50), którego właścicielem jest Kpt. Krzysztof Kamiński. I choć znam Krzysztofa od dawna, bo jesteśmy przecież w tym samym Joseph Conrad Yacht Club nigdy wcześniej nie było okazji, aby razem pożeglować. 

W piątek 30-tego sierpnia o 6-tej wieczorem dotarłam jako ostatnia do portu przy Chicago Yacht Club, gdzie reszta załogi (10 osób) już czekała gotowa do wyścigu.  Start naszej grupy był ustalony na 6:40, więc bez większych powitań wrzuciłam moje tobołki na jedną z koi pod pokładem i pomagałam reszcie odcumować od brzegu. Trzeba było się spieszyć na linię startu, ale też trzeba było się śpieszyć ze zmianą ubrań na sztormowe, bo nad naszymi głowami zbierały się czarne chmury i po chwili rozpętała się burza.



Z powodu tego niespodziewanego, ale bardzo burzliwego sztormu, (który jak się później dowiedziałam spowodował wiele szkód nie tylko na wodzie, ale i na lądzie) start do Tri-State Regatta został przesunięty do odwołania.  Warunki pogodowe naprawdę nie były sprzyjające do rozpoczęcia wyścigów. W strugach wody i w ciemnościach, które zapanowały nad jeziorem nie tylko nie było widać flag komisji startowej, ale też samej łodzi komisyjnej. Z powodu opóźnienia, na wodzie zrobiło się tłoczno, bo choć w planach każda sekcja miała startować o innej godzinie, teraz wszyscy naraz krążyli wokół linii startu.  Dodatkowo wiatr był tak silny, że nie było słychać komend wydawanych przez naszego skipera Ireneusza Zubko, a komunikacja radiowa z komisją właściwie przestała istnieć. Jedynie dzięki błyskawicom, które oświetlały jezioro byliśmy w stanie oszacować w jakim miejscu się znajdujemy. I dzięki tym błyskawicom zobaczyliśmy krążący obok nas jacht Erizo de Mar naszego klubowego kolegi Toniego Czupryny, który też startował w regatach. 


Deszcz chociaż ulewny był ciepły i ustał po pół godzinie.  Wznowiono regaty i zostało nam tylko walczyć z ustawianiem żagli na silnym wietrze. I pech chciał, że właśnie w tym momencie, przed samym startem, pękł nam obciągacz bomu grota. Na szczęście usterki na jachtach dla Irka i Krzysztofa to nie nowość i zareagowali błyskawicznie, aby tę awarię usunąć, i zapewnić bezpieczeństwo całej załodze. Ta awaria kosztowała nas dość duże opóźnienie na linii startu (przekroczyliśmy ją jako ostatnia jednostka w wyścigu), ale nawet do głowy nam nie przyszło, aby się zniechęcać i poddać bez walki. Tym bardziej, że po naszym starcie pogoda jakby w nagrodę odmieniłą się na naszą korzyść. 
 
Nasz genialny skiper Irek, zaryzykował niekonwencjonalną taktykę przewidując zmianę wiatrów i wybierając kurs odmienny od pozostałych żaglowców, co dość szybko nam się odpłaciło i pozwoliło nadrobić stracony czas. I już po godzinie od startu dogoniliśmy uciekającą nam flotę, a po dwóch godzinach wysunęliśmy się na jej czoło. Silne wiatry spowodowały, że wyścig skończył się w wyjątkowo krótkim czasie. My sami wpłynęliśmy do portu tuż po 2-giej nad ranem, jako 4-ta jednostka na mecie (ze 100 biorących udział w tegorocznym wyścigu). I choć w tej pierwszej „nodze”, po przelicznikach zajęliśmy dopiero czwarte miejsce w grupie to już w kolejnych dwóch etapach nie daliśmy szansy nikomu zajmując dwa razy pierwsze miejsce. Cieszy nas zwłaszcza fakt, że na drugiej i trzeciej „nodze” przegoniliśmy słynny jacht Caliente, który pierwszą „nogę” wygrał nie tylko w naszej klasie, ale i w kategorii Over All (tzn. wśród wszystkich 100 łodzi).  




Warto tutaj też wspomnieć, że jacht naszego klubowego kolegi Erizo De Mar nie brał udziału w Tri-State Regatta, tylko w Bi-State Regatta (które zresztą wygrał w swojej klasie w obie strony). Zorientowałam się o tym dopiero na mecie w St. Jos przy czytaniu wyników pierwszego etapu. Okazało się, że to już drugi rok organizowane są do wyboru regaty pomiędzy dwoma lub trzema stanami.  Teraz załogi mogą konkurować ze sobą na trasie z Chicago do Michigan i z powrotem (jak Erizo De Mar) lub na dłuższej trasie zachaczając dodatkowo o Indianę (jak Husaria). 








Ja osobiście najbardziej cieszyłam się z bardzo zgranej załogi na naszym jachcie. Choć większość z nas spotkała się po raz pierwszy na Husarii w pierwszym dniu zawodów to już po godzinie wspólnej żeglugi dało się odczuć, że pod przywódctwem Krzysztofa i Irka nasza ekipa odniesie niezapomniany sukcess. Nasi liderzy wiedzieli jak się zachować i jak dyrygować załogą. Odpowiednie, niedwuznaczne komendy były wydawane na czas i bardzo jasno, a przy manewrach nie było szarpaniny, ani nerwówki. Najbardziej jednak byłam dumna z mojej nowej koleżanki Dorotki Zubko. Bo była to najbardziej doświadczona dziewczyna pracująca na dziobie jachtu z jaką kiedykolwiek żeglowałam. Dziękuję wszystkim członkom załogi, którzy brali udział w Tri-State Regatta na Husarii za wspólnie spędzony czas i nowe doświadczenia. Jestem wdzięczna Krzysztofowi, że mogłam uczestniczyć w tegorocznych zmaganiach na jego żaglowcu. Oraz chciałabym wyrazić podziekowanie dla obu właścicieli, Husarii i Erizo De Mar, za to, że ich jachty w regatach reprezentowały nasz Joseph Conrad Yacht Club.  

Anna Grochowska
JCYC Vice-Commodore

No comments:

Post a Comment